Translate

czwartek, 16 maja 2013

VI ROZDZIAŁ!!

Rozdział VI
Te trzy tygodnie zmieniły moje życie. Myślałam, że wszystko będzie ok.
Dlaczego łudziłam się tymi wszystkimi słowami lekarzy, pielęgniarek?
Czemu wierzyłam w powrót do normalnego życia?
Przez cały czas sądziłam, że kilka razy wstanę z wózka, przejdę parę kroków i znów będę chodzić.
      Nawet jeśli byłaby jakaś szansa, to nie miałabym siły walczyć. Zawsze byłam słaba, dlatego też teraz będę potrzebować dużo czasu, by się pozbierać. Pewnie dużo ludzi przeżyło coś takiego jak ja, będąc szczęśliwymi. Nie mogę uwierzyć, że już nigdy nie zrobię niczego tak, jak dawniej.
      Z zamyślenia wyrwał mnie głos Liam’a:
       -Idziesz, czy zostajesz tutaj?
Nie uśmiechnęłam się, nie poczułam żartu. Byłam zła.
       - Nigdzie przecież nie idę! Muszę jechać na wózku inwalidzkim. Czy ty tego nie widzisz?!
       - Przepraszam, ja tylko… - słyszałam, jak kuzyn ciężko wzdycha. Po chwili milczenia dodał oschłym tonem. – zbieraj się.
        Pod powiekami zbierały mi się łzy. Nic złego nie zrobiłam! Miałam prawo się zdenerwować.
        Włożyłam na kolana swoją torbę i skierowałam swój wózek do szpitalnej windy.
Jadąc samochodem przypomniałam sobie, gdzie jadę. Przez moją niepełnosprawność musiałam wrócić do cioci i wujka. Do domu.
         Przejeżdżając obok jakiegoś parku wróciły wspomnienia z wakacji. Nie mogłam wyjechać nie żegnając się z Jessicą i chłopakami z 1D.
           - Liam? – spytałam cicho.
           -Co?
           -Czy mógłbyś podwieźć mnie pod moje mieszkanie?
           -Twoje mieszkanie? Przecież nie będziesz już w nim mieszkać, nie pamiętasz? Jedziesz z powrotem do domu, miałaś wypadek, czy tego też nie pamiętasz?! – krzyczał Liam.
Miałam dosyć, czułam, że zaraz wybuchnę. Tak też się stało.
           -A czy ty nie pamiętasz, że ja mam też swoje życie? Może je straciłam, okey, ale to nie znaczy, że mnie nie ma! To, że czasem wszystko się zmienia, nie znaczy jeszcze, że znika! Nie tylko ty masz przyjaciół! Nie tylko ty robisz coś, co kochasz! Nie pokazuj, że jesteś lepszy, ważniejszy, bo ja to wiem. Jestem świadoma wszystkiego, co się dzieje. Nie uważaj mnie za głupią!! Jeszcze żyję, przyjmij to do wiadomości. – ostatnie zdania wypowiadałam szlochając i histerycznie krzycząc.
            Nie obchodziło mnie, czy go urażę, czy też nie. Tak jak jego nie obchodziło to, co ja przeżywam. Przez chwilę nie odzywaliśmy się do siebie, ale kiedy zauważyłam zbliżający się znany budynek, postanowiłam zapytać jeszcze raz.
           -Mógłbyś mnie wysadzić przy tej kwiaciarni? Chciałabym tylko pożegnać się z moją przyjaciółką. Proszę.
            -Dobra! Idź! Biegnij do tej swojej przyjaciółki i pożegnaj się z nią! Ja tu na ciebie poczekam. – dodał sarkastycznie.
            Nie wierzyłam własnym uszom. Nie rozumiałam, czemu Liam tak się wścieka. To nie on musi jeździć na wózku! Jest gwiazdą! Poczułam ogromną wściekłość i gniew. One dodały mi odwagi i siły, by podnieść się. Wyczołgałam się z samochodu i otworzyłam bagażnik. Z trudem podniosłam się i ledwo utrzymałam na nogach, których nie czułam. Przez jedną sekundę myślałam, że stoję. Tak naprawdę wiedziałam,  że upadnę. Tym razem nie potrafiłam wstać o własnych siłach. Nie miałam zamiaru prosić Liam’a o pomoc, który siedział w samochodzie nie ruszając się.
        Siedziałam kilka minut opierając się o koło auta i zauważyłam znajomą twarz. Zza kwiatów wychylała się głowa Jessici. Była dosyć blisko, więc zawołałam ją. Pomogła mi wyciągnąć wózek i usadowić się w nim. Opowiedziałam o wszystkim przyjaciółce i nagle wpadł mi do głowy pomysł.
         -Sara, czy kompletnie ci odbiło?! – reakcja Jessici było dosyć przewidywalna.
         -Przecież sobie poradzę! Muszę się jakoś usamodzielnić, a w razie czego mam ciebie!
         -Dobra. Szczerze? Ja nie mam nic przeciwko temu, ale pomyśl o swojej cioci. Czy wiesz, co ona przeżywa?
          -Ona wszystko tak przeżywa! Wiem, że cały czas ma do mnie żal o to, że wyjechałam do Londynu. Chcę jej pokazać, że sobie poradzę!
          -Źle robisz, ale to twoje życie i twój wybór. – w końcu uległa, a ja poczułam lekką satysfakcję.
    Zniknęła, gdy podjechałam do Liam’a. Najwyraźniej nie był zadowolony moim postanowieniem. W końcu i on, i ja ustąpiliśmy. Poszliśmy na kompromis. Zostanę w Londynie, ale zamieszkam z nim i z chłopakami. Nie byłam z tego zadowolona, ale wolałam zostać tutaj niż wracać do domu.

    Dojeżdżając miałam jedynie jedną wątpliwość: czy reszta wie, że ja z nimi zamieszkam? Nie zmagałam się z tym długo, bo wszyscy stali przed domem. Nad drzwiami widniał napis: ,,WITAJ W DOMU!''. Ucieszyłam się bardzo. Myślę, że fajnie będzie z nimi mieszkać.
    Po torcie (załatwili specjalnie dla mnie! Yeah!) pokazali mi pokój, który miałam nazwać ,,swoim''. Spodobał mi się od razu. Przeważał tam mój ulubiony kolor – zielony. Największe wrażenie zrobiło na mnie jednak czarne pianino. Nie fortepian, lecz pokryte czarnym, matowym lakierem PIANINO. Zawsze o takim marzyłam, więc pewnie to sprawka Liam'a. Okazało się inaczej, bo to pianino znalazł Harry w piwnicy swojego rodzinnego domu.
    Koniec zachwycania się pokojem oznaczał początek rozmowy z moim kuzynem. W samochodzie  mówił, że chce mi coś powiedzieć. Usiadł na łóżku i wpatrując się w swoje ręce, zaczął mówić cichym głosem:
          -Sara, ja nie wiem, jak ci to powiedzieć... Na początek chcę cię przeprosić. Za tą akcje przy samochodzie, za te krzyki.
          -Nie ma sprawy Liam, byliśmy zdenerwowani. - inaczej nie umiałam sobie tego wytłumaczyć.
          -To pierwsza sprawa. Zrozum, jest mi ciężko, że muszę patrzeć, jak cierpisz i... - w tym momencie przerwałam mu.
          -Hola, hola! Nie powinno ci być ciężko, mimo wszystko. A po drugie, ja wcale przecież nie cierpię! Przyzwyczaiłam się do tego, że już nie stanę na nogi.
          -Co? - z niedowierzaniem spytał.
          -Przestało mnie to jakoś obchodzić. - wymyśliłam bzdurę, ale co miałam powiedzieć? Nie chciałam, by ktokolwiek się nade mną użalał. Nie zniosłabym tego. Moja obojętność podziałała (na szczęście) i Liam kontynuował dalej.
           -Tyle, że... tak na serio to nie o to chodzi.
           -No to o co?! - zniecierpliwiona już krzyknęłam. Po tych słowach padła odpowiedź, która zmieniła moje życie.
           -Lekarze w tym szpitalu musieli zrobić ci badanie DNA. Przyczyną był błąd w twoich dokumentach. Dziwiliśmy się temu, bo błędy były w każdym papierze. Chodziło o imiona i nazwiska twoich rodziców...
           -Dlaczego? Co... co to znaczy?
           -No więc tak naprawdę twoi rodzice to... to nie ci, którzy się za nich podawali...
           -A-ale to nie m-możliwe! Czy to znaczy, że ja... ja...
           -Okazało się, że nie jesteś biologiczną córką cioci Aleksandry i wujka Georg'a. Nie wiadomo, jak to się stało! Nikt z rodziny nie wiedział, że jesteś adoptowana. Nawet w dokumentach tego nie było.
           -Ale Liam! To oznacza, że nie jesteśmy nawet... rodziną!
           -Nie mów tak, proszę cię! Nie ważne, czy łączą nas więzy krwi. Wychowałaś się ze mną. Spędziliśmy ze sobą całe nasze dzieciństwo. Nie możesz mówić, że nie jesteśmy rodziną!
          -Przepraszam. - te słowa wypowiedziałam szeptem. Nic innego nie dałam rady z siebie wydobyć, oprócz szlochu.
          -Cii... - uspokajał mnie Liam, gładząc moje włosy. Byłam zrozpaczona i nie miałam pojęcia, kim jestem. 
***********************************************************************************
WOW! Muszę przyznać, że udał mi się ten rozdział xD. Niestety, to tylko moje zdanie i czekam na Wasze opinie.
Zauważyliście pewnie, że trochę inaczej napisałam ten rozdział. Dostałam radę od pewnej dziewczyny i myślę, że teraz to lepiej się i prezentuje, i czyta. A Wam się podoba nowy styl pisania?
Czekam na Wasze komentarze
Pozdrawiam
Doma
PS. DZIĘKI WIELKIE ZA WEJŚCIA!!! :D