Translate

wtorek, 22 stycznia 2013

II Rozdział!


Rozdział II
Pi pi! Pi pi! - znów jak co dzień zapikał budzik. Tym razem jednak nie był mi potrzebny. Wstałam już dawno i spakowałam się. Byłam gotowa do drogi, ale chciałam zaczekać aż obudzi się ciocia Roxanne i wujek Philip, żeby się z nimi pożegnać. Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę moje mieszkanie. Cieszę się, że ciocia i wujek pozwolili mi zabrać meble z mojego pokoju, bo nie muszę kupować nowych. Pomogli mi też finansowo: wynajęli ciężarówkę, która zawiezie moje meble i rzeczy do Londynu. Usłyszałam nagle głosy. Słyszałam, że ciocia płacze, a wujek mówił do niej:
-Roxanne... jest dorosła, przecież wiedziałaś, że ją też pociągnie kiedyś to poznanie sławy, gwiazd. Trafiła jej się przecież taka wielka okazja! Nie może jej zmarnować!
-Wiem, ale kiedy spotkała ją ta przygoda w tym ich jakimś show, to myślałam, że odpuści..
-Ale ty nie wiesz co to dla niej znaczy. Ona nigdy nie miała takiego szczęścia. Wiesz o tym, że całe życie jest pechowcem.
-Dobrze, już dobrze... chcę dla niej jak najlepiej – westchnęła ciocia. Zeszli na dół, a ja zaczęłam rozmyślać... kocham wujka... on zawsze mnie rozumie. Nie kapuję, dlaczego ciocia nie chce żebym spełniała swoje marzenia. Bardzo żałuję, że słyszałam tę rozmowę, bo przypomniało mi się X-Factor i ta wpadka... dalej nie mogę zapomnieć o tym, że nie powiedziałam Liam'owi całej prawdy. Nadal czuję do niego żal, mimo że go kocham i jest moim ,,bratem''. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Zeszłam z wszystkimi bagażami na dół i pożegnałam się z ciocią i wujkiem. Widziałam, że ich twarze nie są takie same. Wujek był radosny i bardzo się z tego powodu cieszyłam. Ciocia jednak miała na twarzy wymalowany smutek i żal. Szkoda, że mnie nie rozumie, tak jak wujek Philip. Kiedy jechałam do Londynu spałam. Przez dzisiejsze rano nie byłam tak podniecona, gdy zobaczyłam moje nowe mieszkanie. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było oczywiście wypakowanie rzeczy. Potem poprzestawiałam trochę meble, które zanieśli mi mężczyźni z transportu. Już jakoś to wyglądało. Postanowiłam, że zadzwonię do Liam'a.
-Halo? - już po pierwszym sygnale odebrał – i co jesteś już na miejscu?
-Taak... - powiedziałam trochę smętnie. - jeśli masz czas, to przyjeżdżaj.
-Sara, ty chyba sobie żartujesz! Czekam na ciebie od rana. Już jadę, do za chwilę.
-Do za chwilę...? Taaa jasne, nie znasz nawet adresu... - powiedziałam z pogardą, a za moment wybuchłam śmiechem.
-Aaa... no zapomniałem. Gadaj! - ,,rozkazał'' mi Liam
-Crowders Street 45. Aha! Jakbyś nie wiedział, to w Londynie – znów z niego zakpiłam i zaczęłam się śmiać.
-A już myślałem, że na Honolulu. Ty wariatko... - tym razem Liam też zaczął się śmiać. Rozłączył się i dosłownie 10 minut zadzwonił dzwonek. Wiedząc, że to on, otworzyłam drzwi i rzuciłam się na niego. Poprzytulaliśmy się przez chwilę i weszliśmy do środka.
-Ooo... szybka jesteś. – powiedział, gdy zobaczył pomieszczenia.
-No tak, ale musiałam tylko poprzesuwać meble w jednym pokoju.
-Rzeczywiście... Hej! Przecież to meble z twojego pokoju! Ukradłaś je?! - mówiąc to, Liam zrobił dziwną przestraszoną minę.
-Co? Nie! Ty głupku! - krzyknęłam i rozczochrałam mu włosy.
-Wiesz, w końcu jednak dziwnie byłoby okradać dom, w którym się mieszkało... ty głuptasko! - za te słowa zaczęłam z groźną miną gonić Liam'a. Mam tylko nadzieję, że nikt tego nie widział, bo na pewno dziecinnie wyglądało dwóch dorosłych ludzi ciągnących się za włosy i bijących się. Po kilku minutach zmęczyliśmy się, więc zakończyliśmy bitwę pokojem. Wypiliśmy sok i siedzieliśmy w ciszy. Przerwał ją Liam:
-Ej, właściwie to może jutro ty do mnie wpadniesz? Poznałabyś w końcu moich kumpli.
-Jutro przecież mam spotkanie z twoim szefem.
-Ale chyba nie będziesz tam siedzieć cały dzień, nie?
-Dobra, jeszcze się jutro zdzwonimy. - zakończyłam temat.
-Ja nigdzie jeszcze nie idę! - powiedział z udawaną złością Liam.
-No nie w tym sensie. Och, ty matole... - pokiwałam głową.
Gadaliśmy i wygłupialiśmy się do północy. Zaraz po odejściu ,,kochanego kuzynusia'' położyłam się spać. Rano wstałam, ubrałam to co zwykle, zjadłam kanapkę i sprawdziłam, czy mam ubrane trampki. Nie wypada wyjść na dziwaka w kapciach na spotkaniu z być może przyszłym szefem.


















Byłam gotowa, więc zadzwoniłam po taksówkę.
Na miejscu sekretarka skierowała mnie do biura na III piętrze. Z trudem tam trafiłam, bo na tym piętrze było chyba trzydzieści drzwi. Musiałam na dodatek przepraszać za 15-minutowe spóźnienie, bo zatrzasnęłam się w magazynie (szukając tego nieszczęsnego biura). Uwolnił mnie starszy pan, który był pewnie woźnym... bardzo zdziwionym woźnym (no bo nie codziennie spotyka się w magazynie ze środkami czystości dziewczynę wzywającą pomoc).
Na fotelu siedział mężczyzna, który wyglądał na ok. 40 lat. Miał niski, ale nie ZA niski, głos:
-Witam, pani to Sara Greenleaves, tak?
-Tak – powiedziałam i, żeby zrobić dobre wrażenie, uśmiechnęłam się.
-Więc Liam powiadomił mnie, że ma pani talent muzyczny. Opowiadał, że pisze pani bardzo - jak to określił - ,,fajne'' piosenki. Czy ma pani jakieś wykształcenie muzyczne?
-Skończyłam szkołę muzyczną II stopnia.
-To bardzo dobrze. Nic więcej raczej nie potrzeba, chciałbym jednak zobaczyć chociaż jeden tekst lub nuty. Ma pani coś przy sobie? W tym momencie jest to potrzebne tylko dlatego, że muszę wiedzieć czy się pani nadaje. Mam wiele osób w zanadrzu, a mam wybrać jedną. Rozumie pani, prawda?
-Oczywiście, mam przy sobie mój notes, w którym są wszystkie moje piosenki. Proszę sobie przejrzeć. - podałam facetowi mój notes.
Przeglądał kartki szybko, co jakiś czas coś czytał. Odłożył notes i ze zdziwioną miną mrugał oczami. Czułam się trochę niepewnie. Spytałam więc:
-Czy coś nie tak?
-Nie, nie, nie! Właśnie o to chodzi, że to są teksty najlepsze jakie widziałem!
-Och... miło mi, że tak pan uważa. - powiedziałam i zaśmiałam się nieśmiało.
-Dobrze, ale skoro mamy razem pracować, to jestem Frank Delvecio. Mów mi po prostu po imieniu: Frank. - podał mi rękę i znów powiedział: - Frank. Uścisnęłam jego dłoń mówiąc swoje imię.
-Kiedy właściwie zacznę pracę? - zapytałam. - Z tego co mówił mi Liam, One Direction wyjeżdża na trasę koncertową..
-Tak. Praca właściwie zaczęła się teraz. Napisz przez te dwa miesiące kilka piosenek, a ja wybiore najlepsze. Wtedy będziesz ćwiczyć z chłopakami.
-Chciałam jeszcze o coś zapytać... czy przedstawić się im?
-Nie... - Frank zastanowił się na chwilę. - lepiej nie zawracać im teraz głowy, za kilka dni wylatują. Przedstawię cię oficjalnie jak wrócą.
-Ok.
-Wszystko jasne?
-Tak
-Więc do zobaczenia po wakacjach! - pożegnał mnie i wychodząć przypomniało mi się jeszcze jedno...
-O! Dobrze, że mi się przypomniało! Czy ja dostanę wypłatę za te dwa miesiące?
-Ależ to oczywiste!
-Dziękuję. Miłych wakacji!
-I nawzajem Saro!
Wyszłam z budynku i poczułam dziwną ulgę. Zadzwoniłam do Liam'a, opowiedziałam mu wszystko i przedstawiłam mu swój pomysł na który niedawno wpadłam:
-Słuchaj, Frank powiedział, że przedstawi mnie wam dopiero po trasie. Pomyślałam, że mogę zrobić wam małą niespodziankę.
-Ale jaką?
-Mogłabym ,,zaopiekować się'' trochę waszym domem, tym czasie kiedy was nie będzie. No wiesz, co jakiś czas posprzątać itp.
-I niby co to za niespodzianka?!
-Niespodzianka byłaby dopiero na koniec, tzn. w dzień waszego ,,powrotu''.
-Nie wiem, czy chłopaki się zgodzą...
-Nie musiałbyś im nic mówić. Tylko ty byś o tym wiedział. No proszę, zgódź się!
-Dlaczego tak ci na tym zależy?
-Odczepię się, jak dasz mi jakiś inny pomysł na wakacje.
-Ahaaa, więc o to ci chodzi. Dobra, skoro już miałabyś się tak strasznie nudzić, to dam ci klucze.
-Dzięęęki!
-Proszę cię tylko, nie narób wielkich szkód. Ogranicz się do rozbicia góra dwóch wazonów.
-Postaram się, chociaż będzie to dla mnie trudne.
-Wpadnę wieczorem, na razie.
-Papatki.
Ech... gdyby ktoś słyszał naszą rozmowę, pomyślałby, że jesteśmy nienormalni. Ja po prostu już od zawsze jestem tak traktowana przez rodzinę. Wina mojego pecha i niezdarności. Pozwiedzałam trochę Londynu i wróciłam do domu. Za godzinę przyjdzie Liam...
*******************************************************************************
Ale długi rozdział się mi napisał XD. Nie wiem tylko, czy jest tak samo dobry jak długi? Skomentujcie i piszcie: czy był mało ciekawy? A może jednak był fajny?
PS. Zmieniłam wygląd bloga, mam nadzieję, że się Wam podoba ;)
Pozdrawiam
Doma

niedziela, 20 stycznia 2013

I Rozdział!

Rozdział I
Pi pi! Pi pi! - zapikał budzik. Tak nie chce mi się stawać! Pospałabym jeszcze trochę... cóż, praca to praca. Wstałam, umyłam się, ubrałam, uczesałam i zapakowałam do plecaka nuty do nowych piosenek, które dzieci będą śpiewać. Jedna z nich jest napisana i skomponowana prze ze mnie. Wzięłam z szafki nocnej mój notes, przypięłam nowe przypinki do dżinsowej kurtki i zeszłam na dół żeby zjeść śniadanie. Ciocia jeszcze spała, a wujek poszedł do pracy. Spałaszowałam dwie kanapki, zarzuciłam plecak na ramię i ubrałam czapkę. Wyszłam i idąc już chodnikiem przypomniało mi się, że nie ubrałam trampek. Spojrzałam na stopy... Miałam ubrane różowe pantofle. Szybko wróciłam do domu i dodatkowo wzięłam batona na drogę. Żeby się nie spóźnić zaczęłam biec. gdy byłam na miejscu musiałam trochę odpocząć. W końcu nauczycielka (nawet taka, która uczy tylko śpiewać dzieci 4 godziny dziennie) nie powinna wchodzić zasapana do szkoły.
Zaraz potem pojechałam autobusem do następnej szkoły. Kiedy skończyłam pracę, udałam się do domu dziecka. Bawiłam się z dzieciakami przez 2 godziny. Później przegadałam trochę z kilkoma nastolatkami i tak minęły kolejne 2 godziny.
W domu byłam o 18:00, bo szłam pieszo. Rzuciłam plecak koło biurka i położyłam się na łóżku. Zaczęłam myśleć o tym, że praktycznie tak jest codziennie: wstaję o 7:00, uczę w szkołach od 8:00 do 12:00, jadę do domu dziecka i spędzam tam czas od 13:00 do 17:00. Wracam do domu, jem coś, dzwoni Liam, gadam z nim godzinę, przygotowuję się na następny dzień i idę spać. Trochę to męczące, ale nie narzekam. Jedyna rzecz, której mi brakuje to samochód. Przez to, że połowę mojej comiesięcznej wypłaty przeznaczam na życie, a drugą na potrzeby domu dziecka, nie mam pieniędzy na żaden transport.
Hmm... za tydzień wakacje, a Liam wyjeżdża z resztą One Direction na dwa miesiące, bo mają trasę koncertową. Gdyby tak... O! Liam już dzwoni! Odebrałam i przywitałam go:
-Cześć! Co nowego?
-Hej! Właściwie to nic... same nudy, w tym tygodniu nie mamy żadnego wywiadu, ani zdjęć, nie nagrywamy nowej piosenki. Nie mamy więc co robić. - zdał relacje Liam i zapytał: - a co u Ciebie?
-Ooo.. u mnie to samo cały czas. - powiedziałam i mimo tego, że cały czas jest tak samo, to oboje opowiadaliśmy sobie co nas dzisiaj spotkało. Kiedy w końcu skończyliśmy rozmowę, włączyłam komputer i zaczęłam szukać małych mieszkań w centrum Londynu. Już od dłuższego czasu myślałam o przeprowadzce. Znalazłam mieszkanie z małą kuchnią, pokojem i łazienką. Pokój był duży, więc mogłabym włożyć tam kanapę, którą rozkładałabym do spania, stół, krzesła, szafę i jeszcze coś by się zmieściło. Cena była normalna, więc jeśli raz nie oddałabym pieniędzy do domu dziecka to kupiłabym je. Wypaliłby wtedy mój plan. Jest 20:00, jeszcze nie tak późno. Zadzwoniłam do kobiety, która sprzedawała mieszkanie i załatwiłam wszystko. Mogę się wprowadzić za 3 dni i wtedy zapłacić. Bardzo się ucieszyłam, nie pomyślałam jednak o tym, że nie będę mogła tutaj dojeżdżać ani do prazy, ani do domu dziecka. Pozostaje mi więc tylko poszukać pracy w Londynie. Gorzej z dziećmi... Już wiem! Będę przyjeżdżać do nich w każde niedziele. Przy okazji będę też odwiedzać ciocię i wujka. Ten pomysł mi się spodobał. Co do pracy, to poszukam jej w wakacje, a na ten tydzień wezmę jeszcze płatny urlop. Byłam tak podniecona, że zadzwoniłam do Liama i opowiedziałam mu wszystko. Bardzo się ucieszył:
-To mieszkanie jest blisko naszego domu. Będziemy więc mogli się spotykać.
-Super! Wszystko jest fajne, ale nie wiem czy znajdę tam jakąś pracę...
-Ty to masz szczęście! - Liam aż krzyknął do telefonu
-Jakie szczęście?! Przecież mówię, że nie mam pracy! Słyszysz?
-No tak, ale chodzi mi o to, że nasz szef poszukuje dobrego tekściarza, żeby pisał i komponował nam piosenki!
-Sssserio? - byłam jednocześnie tak zdziwiona i szczęśliwa, ze tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
-S s serio S S Sara – przedrzeźniał mnie Liam. - heh.. mogę Ci załatwić tę robotę. Oczywiście jeśli chcesz...
-Czy chce?! Jasne, że chce! Liam, ja o tym MARZĘ ! - wrzeszczałam do mojego telefonu.
-I nawet nie pytając ile będziesz zarabiać?
-No właśnie, a ile? - teraz mi się przypomniało, że przecież o to nie zapytałam.
-Chyba byś nie zgadła...
-No ilee... ? - byłam teraz niecierpliwa, bo ciekawiło mnie.
-Dobra, już dobra – śmiał się Liam. - Miesięcznie 4 i pół tysiąca!
-Co?! - nie mogłam uwierzyć.
-Oczywiście musiałabyś też zajmować się tym, jakie instrumenty są potrzebne. Ważne jest to żebyś pomagała nam ćwiczyć piosenki (no i głosy). Czyli to tak jakbyś pracowała w szkole, ale nie uczyła dzieci, tylko dorosłych ludzi i pisała swoje piosenki, które my byśmy śpiewali. Pasuje Ci to?
-Czy mi pasuje... On się pyta czy mi pasuje!! - mówiłam kiwając głową – biorę to! Za cztery dni się wprowadzam. Powiedz szefowi że będę za pięć dni, czyli w piątek.
-Okey, zrozumiałem – powiedział Liam. Westchną i cicho, tak jakby do siebie, powiedział - wow... ale się porobiło..
-Noo... już się nie mogę doczekać! Na razie, lecę powiedzieć wszystko cioci i wujkowi!
-Do zobaczenia! Pozdrów ode mnie rodziców!
-Jasne! Pa! - rozłączyłam się i pobiegłam na dół, by powiedzieć o wszystkim cioci Roxanne i wujkowi Philipowi. Ucieszyli się, chociaż na ich twarzach widać było także smutek. Nie dziwię się im, w końcu zostaną w tym domu sami.
Ja nie wiem jak przeczekam te cztery dni...
********************************************************************************
No i jest I rozdział! Mam nadzieję, że się Wam spodobał. Komentujcie i dajcie znaki, że czytacie! :)
Pozdrawiam
Doma

sobota, 19 stycznia 2013

Opis bohaterki

Sara Greenleaves
Sara jest bardzo miłą i bezproblemową dziewczyną. Potrafi postawić na swoim bez żadnej kłótni. Umie pójść na kompromis, przyznać się do błędu. Ma wielkie poczucie humoru i cieszy się życiem.
Skończyła szkołę muzyczną II stopnia z zawodem muzyk – wokalista. Uczyła się tam grać na pianinie. Uczy śpiewu w pobliskiej szkole. Jest wolontariuszką w domu dziecka: pomaga dzieciom w znalezieniu rodziny, rozwijaniu umiejętności, znajdowaniu przyjaciół. Mieszka z wujkiem Philip'em i ciocią Roxanne, którzy opiekowali się nią po śmierci rodziców. Jej kuzyn i najlepszy przyjaciel, z którym mieszkała, wyprowadził się. Zamieszkał z kumplami z boysbandu One Direction. Utrzymują ze sobą kontakt telefoniczny, gdyż mieszkają daleko od siebie. On – w centrum Londynu, ona – w Slough, które położone jest o 35 km od centrum Londynu. Liam i Sara są z jednego roku – mają po 20 lat.
Sara kocha muzykę, pomaganie i przebywanie w parku. Pisze piosenki kiedy tylko coś wpadnie jej do głowy.
Dlatego też zawsze i wszędzie nosi swój zeszyt. Tak samo jak i plecak, z którym nie rozstaje się ani na chwilę. Ma hopla na punkcie trampek i przypinek do odzieży – nie ważne czy pasuje, czy nie ale te części stroju są zawsze. Jej szczęśliwą rzeczą jest czapka, którą dostała od ojca, kiedy miała 5 lat. Była wtedy na nią o wiele za duża. Teraz nie potrafi się z nią rozstać.




Pozostali:
Roxanne Payne – ciocia Sary, matka Liama, siostra Georg'a (zmarłego ojca Sary)
Philip Payne – wujek Sary, ojciec Liama
Liam Payne – członek boysbandu One Direction, kuzyn i najlepszy przyjaciel Sary
Harry Styles –  członek boysbandu One Direction
Zayn Malik - członek boysbandu One Direction
Niall Horan - członek boysbandu One Direction
Louis Tomilson – członek boysbandu One Direction
*********************************************************************************
Od razu wyjaśniam, że wszystkie charaktery i sytuacje tych osób są wymyślone przeze mnie i nie ma tutaj niczego z prawdziwego życia tych osób :D
Oczywiście w opowiadaniu będzie więcej postaci, ale to tylko wstęp, żeby każdy rozumiał o co chodzi :))
I rozdział niebawem :]

Prolog

Prolog:
-Mamo! Mamo! Liam przyjechał! - krzyczała 6-letnia dziewczynka. - Razem z wujkiem, ciocią i tatą! Mamo!
-Słyszę córeczko, słyszę. Wiem, że się cieszysz, ale nie hałasuj tak. - ze śmiechem uspokajała ją mama.
Obie wyszły z domu i na podwórku zaparkował samochód. Wyskoczył z niego mały chłopiec w wieku dziewczynki.
-Liam! Jak ja dawno Cię nie widziałam! - biegnąc dziewczynka już radośnie wrzeszczała.
-Ja Ciebie też Saro! - mówił Liam gdy Sara dobiegła, a po chwili przytulił ją.
Matka Sary czekała na kogoś innego... na swojego męża. Po chwili z samochodu wyszło małżeństwo: Roxanne i Philip Payne – Rodzice Liama. Ich twarze pogrążone były w smutku. Philip powiedział:
-Alexandro... Ja nie wiem jak Ci to powiedzieć... Georg spadł z rusztowania na budowie.. było to 5 piętro i on..
-Nie żyje! - płacząc, cicho powiedziała Roxanne.
-Jak to?! Już nigdy go nie zobaczę?! To niemożliwe, on ma córkę, ma mnie! - mówiła Aleksandra.
Słysząc to, mała Sara przybiegła do mamy i spytała:
-Mamo, co się stało?
Niestety nikt nie mógł powiedzieć, że nic się nie stało...
Klika miesięcy później Aleksandra nie przeżyła zawału i Sarą zaopiekowali się Roxanne i Philip – brat Aleksandry. Liam – kuzyn Sary, traktował ją jak własną siostrę. Byli nierozłącznymi najlepszymi przyjaciółmi, jednak kiedy dorośli ich drogi się rozdzieliły... nie na długo.
**********************************************************************************
Mam nadzieję, że prolog Was zaciekawił :)
Niedługo opis głównej bohaterki ;D
Pozdrawiam
Doma

piątek, 18 stycznia 2013

Siema!
Jestem Doma. Na tym blogu będę pisać odpowiadanie o pewnej dziewczynie która... i tego dowiecie się czytając mojego bloga :D
Prolog już niedługo!
Pozdrawiam
Doma ^.^