ROZDZIAŁ III:
To był męczący dzień... Liam
wieczorem przyszedł. Jak zwykle pogadaliśmy i poszedł. Nie
zapomniał oczywiście o przestrogach. Zdziwiło mnie to, że kazał
mi uważać najbardziej na pokój niejakiego Zayn'a. Mam go rozpoznać
po niebieskich ścianach. Widziałam, że nie za bardzo kuzynowi
podobał się mój pomysł. Ale on zawsze taki był. Jego mottem
jest: ,,jeżeli coś jest mało logiczne, to po co to robić?''.
Naprawdę czasem mi się zdaje, że nie potrafi zrobić niczego dla
przyjemności czy po prostu uszczęśliwienia innych. Nie mogę się
doczekać powrotu chłopaków z trasy i zaczęcia współpracy z
nimi. No wiem, wiem... jeszcze nawet nie wyjechali.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••Miesiąc później•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
One Direction gdzieś daleko. Ciocia i
wujek gdzieś daleko. Ja siedzę w parku. Myślałam, że te dwa
miesiące będą się mi dłużyć. Myliłam się. Poznałam kilku
sąsiadów. Wszyscy są mili i pomocni. Zaprzyjaźniłam się z
Jessicą – dziewczyną, która sprzedaje kwiaty tuż pod blokiem.
Ma czarne włosy i zielone oczy. Ubiera się zwykle w spódnice. Na
głowie często ma założoną opaskę. Jest miła, ale potrafi
pokazać, że umie być wredna. Zawsze stawia na swoim i nie ważne
czy ma rację, czy nie. Strasznie uparta... mimo że nie ciągnie
mnie do takich ludzi, to ona ma w sobie coś takiego, że nie możesz
się z nią nie zaprzyjaźnić. Jessica to osiemnastolatka, ale jest
odpowiedzialna i nie uderza jej nic dziwnego do głowy. Dziwię się
właściwie, że nie ma chłopaka. Może ona szuka tego jedynego, tak
jak ja? Nie wiem, nie rozmawiałyśmy o takich rzeczach. Rozmyślając
nie zauważyłam, że wyrwane kartki z notesu zaczęły fruwać po
całym parku. Zaczęłam za nimi biegać i próbować złapać. Pech
chciał, że wiał wiatr. Dopiero po 15 minutach miałam cztery z
pięciu arkuszy. Dostrzegłam ten ostatni papier przy fontannie. Nie
zważając na nic rzuciłam się na niego. Nie wiem jak to się
stało, ale potknęłam się i wylądowałam w wodzie. Zamiast
kartki, w ręku trzymałam papierek po batoniku i cukierku. Moją
część notesu trzymał chłopak, który – tak jak ja – siedział
w fontannie. Oboje zdezorientowani patrzeliśmy, to na siebie, to na
rzeczy w rękach. Po chwili jacyś młodzi ludzie zaczęli się z nas
śmiać, ale pomogli nam wstać. Stojąc na gruncie także
dołączyliśmy do nich. Ja odzyskałam kartkę, a chłopak swoje
śmieci. Skoro już na siebie ,,wpadliśmy'' to przedstawiliśmy się
sobie:
-Jestem Adam. Adam Tinger. A ty?
-Jestem Sara. Sara Greenleaves –
zaśmialiśmy się i usiedliśmy na ławce.
-Hmm... o czym będziemy gadać? -
zapytałam
-Zacznijmy od jakichś banalnych
pytań... na przykład: ile masz lat?
-Dwadzieścia, a ty? - z trudem
powstrzymywałam śmiech, bo zdawało mi się to dość dziecinne.
-Dwadzieścia cztery. Twoja kolej. -
uśmiechnął się Adam.
-Ale czego?
-Pytania.
-Oo.. Jakiej muzyki słuchasz?
-Trudno powiedzieć. Raczej nie słucham
muzyki, wyjątek kiedy coś leci w radiu. Ty chyba interesujesz się
muzyką, prawda?
-Skąd wiesz?
-Bo złapałem twoje nuty.
-Och, no tak. Piszę i komponuję
piosenki dla studia nagraniowego Frank'a Delvecio. Głównie dla
boysbandu One Direction.
-Coś o nich słyszałem.
-A ty czym się zajmujesz?
-Skończyłem technikum informatyczne
mając 19 lat. W tym roku skończyłem uczelnię pedagogiczną. Na
razie naprawiam komputery, instaluję programy w różnych firmach,
ale poszukam pracy w szkole.
-Nieźle. - powiedziałam z zachwytem.
Adam popatrzył na zegarek i pożegnał
się ze mną, tłumacząc się, że ma coś do załatwienia na
mieście. Jak to ja, zaczęłam myśleć nad Adamem (w sensie nad
jego wyglądem i zachowaniem). Jest wysokim brunetem o zielonych
oczach. Przystojny. Co do wyglądu nic nie zarzucam. Gorzej z
charakterem. Wiem, wiem że znam go gdzieś około pół godziny, ale
widać, że lubi porządek. Jest taki... hmm... idealny? Na swój
sposób oczywiście. Trochę przypomina mi kujona i lizusa, ale to
tylko złudzenie. Nie wiem jaki jest. Mam jednak nadzieję, że
poznamy się bliżej. Ojć! Zapomniałam wymienić się z nim
numerem. Ech... no cóż, czyli zobaczymy się chyba tylko dzięki
przeznaczeniu...
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••Następny
miesiąc później•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Ten miesiąc trochę mi się dłużył.
Był znacznie nudniejszy od poprzedniego. Spotkałam Adama tylko
kilka razy, ale te ,,spotkania'' polegały jedynie na powiedzeniu
sobie ,,cześć''. Nie poznałam go bliżej, bo zawsze miał wymówkę.
Mówił, że nie ma czasu na ,,picie kawki i pogaduszki''. Skoro nie,
to nie. Najgorszy był jednak wyjazd Jessici. Pojechała na wakacje
do rodziców. Dobrze, że dzisiaj wieczorem przyjeżdżają chłopaki.
Myśląc i wycierając kurze w jednym z pokoi nie zauważyłam, że
jest już ciemno. Trzasnęły drzwi i przestraszona popatrzyłam na
zegarek. O nie! Była już dziewiąta wieczorem! Nie wiedziałam co
mam zrobić. Nagle usłyszałam kroki. Schowałam się szybko za
drzwiami i prosiłam w duchu, żeby ten ,,ktoś'' nie wchodził do
pomieszczenia, w którym się znajdowałam. Niestety moje błagania
poszły na marne. Chłopak przypominający strojem marynarza stał
odwrócony tyłem do mnie. Pomyślałam ,,teraz albo nigdy!''.
Rzuciłam się do biegu, a marynarz za mną! Zbiegłam po schodach i
schowałam się w piwnicy. Usłyszałam głos:
-Ej, ktoś był w moim pokoju!
-Taa jasne. Już nikt się nie
nabierze. - odezwał się ktoś.
-Serio! Naprawdę nie słyszeliście,
że ktoś zbiega po schodach?
-A ja myślałem, że to ty schodziłeś!
Ale jeśli uważasz, że jesteś na górze, to OK... - zażartował
któryś z boysband'u, a reszta wybuchła śmiechem.
-Nie wmówicie mi, że miałem zwidy!!
- krzyknął zezłoszczony chłopak i wybiegł na dwór.
Pewnie pomyślał, że ja uciekłam.
Nie słysząc już nikogo postanowiłam wyjść z ciemności
panujących w piwnicy. Szarpnęłam za klamkę. Nic. Pociągnęłam
jeszcze raz. Znowu nic! Drzwi zatrzasnęły się. Na szczęście
miałam przy sobie telefon. Na nieszczęście nie miałam zasięgu.
Zostało mi tylko jedno wyjście: walić w drzwi. To by znaczyło mój
koniec. Zostanę zdemaskowana, lecz wolę to niż spędzenie reszty
życia w czyjejś piwnicy. Zaczęłam na początku pukać. Nikt tego
nie usłyszał. Zapukałam najmocniej jak się da. Znów żadnej
reakcji. Cóż, teraz już musiałam walić w drzwi. Nawet to nie
pomogło, więc doszło do ostateczności... Darłam się na cały
głos wołając Liam'a: ,,Halo! Liam! Jestem w piwnicy! Pomocy!''
Najwyraźniej to pomogło, bo po chwili ktoś podszedł do drzwi.
Przyłożyłam ucho, by cokolwiek usłyszeć. W pewnej chwili ktoś
uderzył drzwi z taką siłą, że popchnęły mnie do tyłu i
upadłam na podłogę spadając z pięciu stopni schodów. Do moich
oczu dotarło światło i zauważyłam czyjąś sylwetkę. Dojrzałam
Liam'a mówiącego ze strachem:
-Saro, nic ci nie jest? Skąd ty się
tu wzięłaś?!
-Wszystko ci wyjaśnię tylko proszę
pomóż mi wstać. - jęknęłam.
-Już idę, już idę. - zapominając o
wszystkim kuzyn podchodził do mnie, a ja wrzasnęłam:
-Liam, drzwi! - było już za późno.
Drzwi znowu się zatrzasnęły. Liam był w tym momencie dopiero w
połowie drogi do mnie. Przez zniknięcie światła stracił
równowagę, potknął się i wylądował obok mnie. Mimo bólu
zaczęłam się histerycznie śmiać, a po chwili dołączył Liam.
Wiadomo, że nikt normalny nie słyszy na samym dole swojego domu
śmiechów. Dlatego też od razu przybiegło trzech chłopaków i
wparowało do piwnicy. Jeden z nich spytał:
-Liam, co ty tutaj robisz?
-Dlaczego leżysz na podłodze? -
odezwał się inny.
-I co robi z tobą tutaj ta
dziewczyna?! - zapytał oszołomiony blondyn.
Śmiejąc się ledwo udało mi się
wytłumaczyć całą tę sytuację:
-Ja... zatrzasnęłam się... i Liam...
przyszedł mi pomóc i... spadliśmy ze schodów i …
I nikt już nie musiał nic wiedzieć.
Wszyscy przez prawie pół godziny śmialiśmy się do rozpuku.
Uspokoiliśmy się dopiero wtedy, gdy na dół zbiegł wściekły
brunet. Zrobił nam awanturę zachowując się jakby był naszym
ojcem:
-Od godziny słyszę jakieś śmiechy!
Nieustanne. Powiedzcie mi czy to brzmi normalnie?! Dwoje ludzi leży
w piwnicy na podłodze, następny siedzi na schodach, a jeszcze inny
nienormalny człowiek położył się przy ścianie i trzyma na niej
nogi! Zachowujecie się jak małe dzieci! Opanujcie się!
Wszyscy byliśmy po prostu przerażeni.
Każdy milczał, aż w końcu znów ,,surowy ojciec'' powiedział:
-A tak właściwie to skąd u licha ta
dziewczyna się wzięła?
-Wybacz Zayn, ale ona jest u nas, a nie
u licha. - śmiertelnie poważnie zwrócił uwagę Zayn'owi – bo
tak się nazywał (czego się właśnie dowiedziałam), marynarz.
Z trudem powstrzymaliśmy śmiech.
Postanowiłam, że wyjaśnię całą tę sprawę i zaczęłam mówić
wstając z podłogi:
-Wiem, że to niezręczna sytuacja.
Jestem kuzynką Liam'a i pomyślałam, że w tym czasie kiedy was nie
będzie zadbam o porządek w domu. Zrobiłam też
kolację-niespodziankę. Nie chciałam żebyście wiedzieli, że to
ja, ale nie zauważyłam, że przyjechaliście. Byłam w pokoju i
ścierałam kurze. Kiedy... - przerwałam, bo nie wiedziałam jak
miał na imię chłopak, który wszedł do pokoju. Zrozumiał, że to
ja tam byłam i powiedział swoje imię:
-Louis.
-No więc, kiedy Louis wszedł
przestraszyłam się i uciekłam do piwnicy, gdzie się zatrzasnęłam.
Z pomocą przyszedł mi Liam. Niestety przez jego nieuwagę –
posłałam chłodne spojrzenie w kierunku kuzyna. - drzwi znów się
zatrzasnęły. Słysząc nasz śmiech reszta chłopaków przybiegła
sprawdzić skąd dochodzi. Wszystko wyglądało tak śmiesznie, że
nie mogliśmy się opanować.
Skończyłam mowę i zapadło
milczenie. Przerwałam ją:
-Bardzo przepraszam za narobienie
szumu. A tak poza tym to... jestem Sara. - podałam rękę w kierunku
Zayn'a.
-Zayn. - przedstawił się chłodno i
nie odwzajemnił mojego uśmiechu, który posłałam.
Potem przedstawiła się reszta. Louis
to ten, którego nazywam marynarzem, ze względu na jego ubranie:
biały podkoszulek w czerwone paski, granatowe rybaczki do kostki,
szelki i vans. Nie miał skarpetek. Niall jest bardzo miłym
blondynem, a Harry chłopakiem z wielką burzą loków. Liam się nie
przedstawił, no alee... właściwie po co? Czasem do głowy mi wpada
różna myśl. Nie zrobiłam chyba dobrego wrażenia. Mam nadzieję,
że zasmakuje im kolacja, którą przygotowałam SAMA według
przepisu cioci. Jest on przekazywany z pokolenia na pokolenie. Nikt
oprócz ,,wybranych'' nie wie jakie składniki wchodzą w potrawę.
Najdziwniejsze jest to, że to danie nie ma nawet nazwy! Dlatego mówi
się na nie ,,Tajemnica''. Cieszę się, że przepis trafił do mnie,
a nie w niepowołane ręce (czyli ręce Liam'a). Siedzieliśmy w
kuchni przy stole. Ja nie jadłam, tylko wszystkich obserwowałam, by
dostrzec coś z ich min. Drugą sprawą było to, że nie
przygotowałam porcji dla siebie. No bo nie mogłam chyba przewidzieć
tego, że jednak One Direction pozna mnie dzisiaj! Każdy po
pierwszym kęsie nietypowej kanapki mrugał oczami z niedowierzaniem
i robił dziwną, zaskoczoną minę. Nie wiedziałam co o tym sądzić,
więc nieśmiało zapytałam:
-I jak?
-Ja nie wiem co to jest, ani jak to
zrobiłaś, ale wiem, że to niebo w gębie! - rzekł Louis z
wybałuszonymi oczyma.
-Nie no, bomba. Serio. - powiedział
Niall.
-Wiesz, wydaje mi się, że mama robiła
lepsze. - za te słowa wypowiedziane przez Liam'a dałam mu kuksańca
w brzuch.
-Hej! To bolało! - wykrzyczał mi w
twarz, a ja tylko się zaśmiałam.
-Hmm... Skąd masz taki przepis i... co
to w ogóle jest? - spytał Harry.
-To Tajemnica. - odpowiedziałam
ruszając brwiami.
-A jak nazywa się ta, em... kanapka,
czy... potrawa? - znów mówił Loczek.
-Nie ma jakiejś szczególnej nazwy.
Przepis przechodzi przez pokolenia. Ja nazywam to danie
,,Tajemnica''.
Lou zagwizdał i wrócił do jedzenia.
Nie wypowiedział się tylko Zayn. Najwyraźniej był obrażony. Albo
zezłoszczony. Kto go tam wie! Wpatrywał się w talerz i co jakiś
czas wsadzał do ust widelec z odrobiną jedzenia. W końcu, po
spałaszowaniu przez chłopaków jedzonka, skończyła się cisza i
uderzanie sztućców o talerze. Pomogłam posprzątać i włożyć do
zmywarki rzeczy. Siedzieliśmy w salonie i nic nie mówiliśmy. Żaden
temat nam się nie kleił, więc oznajmiłam, że zrobiło się już
późno i muszę już iść. Słyszałam tylko: ,,ok'' , ,,to na
razie''. Początek naszej znajomości nie był chyba najlepszy...
***********************************************************************************
No i w końcu następny rozdział!!!
Przepraszam, że tak rzadko
piszę na tym blogu, ale postaram się co jakiś czas dodawać nowe rozdziały.. Każdy się domyśla z jakiego powodu... szkoła.
Brak słów po prostu, ile nauki. -.-
Mam nadzieję, że ten rozdział się
Wam spodobał. Jeśli czytacie, to komentujcie. Mile widziane też
rady (jeżeli coś nie pasuje). :D
Serdecznie pozdrawiam
Doma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz